środa, 17 września 2014

Rozdział 14

 - Michi, pośpiesz się! Zaraz się zacznie! - Akari ponaglała siostrę, która załatwiała swoje potrzeby fizjologiczne.
 - Już, już. - mruknęła blondynka, otwierając drzwi kabiny, w które przed chwilą uderzała prawniczka.
Młodsza Urokiri podeszła do umywalki, następnie myjąc ręce, zaczęła uważnie, przyglądać się swojemu odbiciu w lustrze.
 - Hm, może poprawie sobie makijaż?
 - Och, na Boga! Nie mamy już na to czasu! - brunetka łapie Michi za rękę, którą po chwili siłą wyciąga z łazienki.
Policjantka nie zabijając się przy tym na swoich 12 cm. szpilkach, posłała siostrze gniewne spojrzenie. Przecież to tylko ślub Nanami, więc nic by się raczej nie stało, gdyby spóźniły się kilka minut. Wzdychając ciężko, wyprostowała przygarbione ramiona.
 - Michi, to nie przypadkiem Sasuke?
Podążając wzrokiem siostry, zaczęła przeszukiwać umysł w poszukiwaniu informacji: skąd Ak zna brata Itachiego? Nic nie znalazła, ale w sumie nie trzeba być idiotą, aby się tego domyślić. Podobieństwo między tym dwojgiem było niezwykle uderzające, a Urokiri raz czy dwa wspomniała jego imię przy siostrze.
 - Faktycznie. To on. - powiedziała, przyglądając się jego partnerce. - Nie kojarzę jej.
 - Najwidoczniej musi być gościem pana młodego.
Pomimo słabych kontaktów z własną rodziną, doskonale znały każdego z członków familii Nanami oraz ich znajomych, dzięki pomaganiu jej w wysyłaniu zaproszeń na ślub. Jednakże w ostatnim czasie były tak zajęte, że umknęło im sprawdzenie drzewa genealogicznego narzeczonego dziewczyny.
   Skręciły w lewy korytarz, następnie z zachwytem przypatrywały się miejscu w którym miała odbyć się ceremonia ślubna. Zajęły własny kąt, najbliżej wyjścia budynku. Pomimo iż uważały, że zorganizowanie ślubu na dworze to świetny pomysł, dzisiejszego dnia było zdecydowanie za gorąco. Za pewne po pół godzinie, przypominałyby przypieczone kraby. A do tego dopuścić nie mogły! Jako singielki musiały wyglądać nienagannie, aby przyciągać wzrok wygłodniałych samców alfa. 
Kiwały rytmicznie głowami, kiedy Nanami wraz z ojcem pod ramię, została poprowadzona do ołtarza.Wreszcie trafiła w ręce pana młodego, a ksiądz zaczął typową formułkę, którą znały doskonale z tych wszystkich romansów, które oglądały niegdyś hurtowo, przez co niestety, teraz wychodziły im bokiem. 
 - Czy wśród zebranych, znajduję się osoba, która sprzeciwia się temu związkowi? Jeśli tak, nich przemówi teraz, bądź...
To był jak cios w serce dla prawie nowożeńców, gdy rozległ się rozdzierający niebo krzyk. Jednakże należał on do osoby z zewnątrz. 
   Michi zaalarmowana tym dźwiękiem, ruszyła jak torpeda, szukając jego kierunku. pomimo iż należała do osób, które rzadko mają okazje chodzić w szpilkach, biegła sprintem po trawie, chociaż obok znajdował się chodnik. Przytrzymywana przez nią sukienka, ukazywała srebrny rewolwer, przywiązany do jej lewego uda. Nie potrafiła się rozstać z bronią choćby na moment od czasu ostatniej próby zamordowania jej. Och tak, była przekonana, że z pewnością będzie ich więcej.
Zdruzgotana zatrzymała się nagle, wpatrując się tępo w psute tęczówki.
 - O, kurwa... - mruknęła, przypatrując się martwemu chłopakowi oraz klęczącej nad nim dziewczyny.
Michi doskonale zdawała sobie sprawę, że to jej przypadnie zaszczyt, aby poinformować Go o tym zdarzeniu. Przygryzła dolną wargę, próbując odpowiednio ułożyć słowa. Niestety nie wychodziło jej to najlepiej. Bądźmy szczerzy... Miała przesrane.

***
   Siedziała na ławce, obgryzając nerwowo paznokcie. Stary nawyk znowu dał o sobie znać. Nie długo na miejsce zbrodni przyjadą jej znajomi z pracy, ale nie to ją martwiło. Nie raz przyszło blondynce przekazanie informacji rodzinie o śmierci ich bliskiego, ale za każdym razem, nie czuła się tak, jak teraz. Kiedy wyobrażała sobie scenę w której mówi Itachiemu o samobójstwie jego brata... Tak, wszystko wskazywało na to, że Sasuke popełnił zamach samobójczy. Nie rozumiała tylko dlaczego. Co nim kierowało?
 - Michi?
Zaskoczona uniosła wzrok przypatrując się łasicy. Ubrany był w ciemne dżinsy oraz granatową koszule do łokci, jego włosy były związane w niechlujnego kucyka, natomiast odznakę policyjną zawiesił na szyi. Wyglądał na zatroskanego i zdezorientowanego, co otrzeźwiło ją na tyle, aby zacząć logicznie myśleć. Przez swoje wcześniejsze zamyślenie, nie zauważyła kiedy przyszedł, na co nie mogła już sobie pozwolić. Przerażona zobaczyła, jak Uchiha zaczął unosić wzrok ponad jej ramie , gdzie daleko w tyle leżał Sasuke. Nie mogła mu na to pozwolić, nie powinien dowiedzieć się w ten sposób. No dobra, żadna metoda nie była dobra, ale ten należał do najgorszych z możliwych. W akcie desperacji chwyciła go za rękę, zdobywając dzięki temu sto procent jego uwagi. Tylko, jak ona ma do cholery mu to przekazać? Zacisnęła wargę, próbując odgonić napływające do oczu łzy. Podniosła się z ławki, nabierając głośno powietrza.
 - Itachi, tak mi przykro... - powiedziała w końcu, bojąc się jego reakcji.
Na początku nie zrozumiał, aż nie wychylił się na tyle, aby zobaczyć, jak Sasuke zostaje wpakowany do czarnego worka. Podczas rozmowy na telefon, nie podała mu powodu dlaczego ma przyjechać, tłumacząc, że to nie dyskusja na komórkę.
   Poczuła, jak mężczyzna puszcza jej dłoń, aby następnie pobiec w stronę brata. W połowie drogi zatrzymał się, upadając na kolana. Wbijając dłonie w ziemię, wydobył się z niego pełen agonii krzyk. Powoli podeszła do niego, następnie patrząc przed siebie, spytała:
 - Wiesz może, dlaczego to zrobił?
 - Uważasz, że mój brat popełnił samobójstwo? - spytał zaskoczony, kierując swój wzrok na nią.
 - Wszystko, póki co na to wskazuję. Dziewczyna zeznała, że w pewnym momencie Sasuke zaczął się dziwnie zachowywać, uderzył ją i gdzieś pobiegł. Po pewnym czasie zaczęła go szukać, ale było już za późno. - zamilkła na chwilę, poprawiając niesforny kosmyk włosów - Nie potrafię stwierdzić co nim kierowało. Czy planował to od dawna, a może poczuł niespodziewanie, że nie ma po co żyć? Zastanawiałam się nad tym, zanim przyjechaliście, bez większego skutku. Jego motyw również jest dla mnie nie jasny. Przez pewną chwilę rozmyślałam czy mogła z tym mieć związek niedawna śmierć Karin. Chociaż w sumie zapewne sam zauważyłeś, że w ostatnim czasie nie był zbytnio samotny, a nawet jeśli, to nie wystarczy. Jestem pewna, że chodziło o coś innego, coś poważniejszego, o coś... Ach, nie potrafię się teraz skupić. Chciałam tylko udanego urlopu...
 - Zapomniałem. - powiedział, przerywając jej.
 - Hę?
 - Ładnie wyglądasz, pomimo iż z tym rozmazanym makijażem przypominasz czarownice z bajki o Jasiu i Małgosi.  - odparł z figlarnym uśmiechem.
Dzięki swojej pięknej uwadze, zarobił od niej mocnego kuksańca w brzuch. Podczas kiedy on śmiał się jak paralityk, odetchnęła z ulgą, że nie stracił swojego wrednego poczucia humoru. Zapewne, gdyby zamiast Sasuke, leżała tam Akari, Michi nie umiałaby się tak łatwo pozbierać.
 - Nie będziesz mógł prowadzić tej sprawy i zapewne za niedługo, spotkamy się w pokoju przesłuchań. - mruknęła, miętosząc dół swojej sukienki w kolorze kości słoniowej.
 - Rozumiem, kiedy zaczynasz?
 - Jak najpóźniej. - odparła, następnie odwracając się na pięcie, ruszyła do łazienki z misją naprawienia swojego czarownicowego makijażu.

   To wszystko było takie dziwne, niezrozumiałe, A najgorsze było to, że cierpiały niewinne osoby. W końcu państwo młodzi niczemu nie zawinili. To im oraz Itachiemu stała się największa krzywda, mimo to wielu gości powstrzymywało się o, aby nie zemdleć, a i prawie u każdej dziewczyny widziała opuchnięte oczy oraz rozmazany makijaż. Kabaret. Czysty kabaret!
   Zaciskając usta ze złości, rozejrzała się po tumie zebranych gości, szukając Nanami. Po pewnym czasie natrafiła wzrokiem na skuloną kulkę białego materiału, siedzącą na ławce pod ogromną wierzbą. Akari cicho ruszyła w jej kierunku, następnie bez słowa usiadła obok.
 - Co z ślubem? - spytała brunetka, patrząc przed siebie.
 - W tym wypadku zamierzamy podpisać wszystkie urzędowe dokumenty, dzięki którym staniemy się oficjalnie małżeństwem oraz przyśpieszymy naszą podróż poślubną. Myślę, że po tym co si dzisiaj wydarzyło, nikt nie będzie miał ochoty na świętowanie.
 - Przykro mi. - odparła, chwytając pocieszająco za rękę Nanami.
 - To przecież nie twoja wina, Akari.
Tylko dlaczego się czuła, jakby była?

 - Ah, nareszcie! - pełen ulgi okrzyk wydobył się z gardła blondynki, kiedy razem z Akari wchodziła do hotelu.
 - Dobra, nie podniecaj się już tak.  - odparła ze śmiechem prawniczka, fundując Michi kuksańca w bok.
No dobra, zginął człowiek. A konkretniej był to brat jej... przyjaciela (?), ale w ostatnim czasie nie należało to do nowości. I jeżeli miałaby to jakoś przetrwać, to potrzebowałaby przerwy. Teraz. No bo w końcu czy jest coś lepszego od kąpieli w gorących źródłach?
 - Akusiu, możesz mi przypomnieć jak nazywał się twój szef?
 - Uzumaki Nagato, a co? - spytała brunetka, zmierzając do recepcji.
 - Konbanwa, Nagato-san! - szeroko uśmiechnięta Michi, jak idiotka machała w stronę czerwonowłosego mężczyzny.
Że też ciekawe, że znaleźli się w tym samym hotelu? Co więcej, szedł w jej stronę, a blondynka zapadła się jakby pod ziemie.
 - Siostra?
 - Mhm, przepraszam za nią. Miała dzisiaj ciężki dzień i próbuję jakoś wyładować emocję.
 - Co takiego ciężkiego jest w ślubach? Myślałem, że tam się tylko piję i tańczy, aby potem zasnąć pod stołem. - odparł z nutką żartobliwego tonu.
 - Jeden z gości popełnił samobójstwo. - mruknęła, przestępując z nogi na nogę.
 - Nie rozumiem. Przecież taką ma pracę. Skoro ją męczy, to po co ją wykonuję? - spytał, marszcząc czoło.
 - Nie o to chodzi... bo widzisz szefie, samobójcą był brat jej partnera z pracy. Jestem pewna, że kojarzysz Uchihe Itachiego? - "Akari, idiotko, po co zaczynasz ten temat? Jeszcze się domyśli, że wiesz coś, czego nie powinnaś." 
 - Przykro mi, ale nie mam pojęcia o kim mówisz. - odparł, a jego twarz przybrała kamienny wyraz twarzy.
  - Rozumiem.W każdym razie muszę już iść, Michi na mnie czeka. - nim zdążył chociażby zareagować, odwróciła się na pięcie w kierunku windy.
Kłamał. A trzeba było wiedzieć, że Akari absolutnie nie tolerowała kłamstwa. Dlatego najlepiej będzie, jeżeli Nagato nie będzie przez pewien czas pokazywał się jej na oczy.

   W krótkim czasie zginęły aż trzy osoby. Czy te trzy sprawy mogą być ze sobą jakoś powiązane? czy wzrośnie liczba ofiar? Te i inne pytania nurtowały Urokiri Michi, siedzącą za biurkiem na posterunku policji. Nie mogła sobie pozwolić na dłuższy pobyt na urlopie niż jeden dzień. Zresztą i tak została zbesztana przez szefa, ponieważ nie wróciła do pracy od razu. Akari wróciła razem z nią, niepokojąco na coś wkurzona? Czyżby coś zaszło między nią, a Nagato-san? (Yhhmmm, jakbym miała odmienić przez przypadki byłoby to "Nagatem-san" xd W sumie rzeczowniki w japońskim w ogóle się nie odmieniają przez nic, ale to jest polski... Zresztą, mniejsza z tym xd dop. Zbuntowanej)
Chwyciła kubek z gorącą kawą, kątem oka zerkając na pusty gabinet Itachiego, następnie wróciła do wypełniania raportów. Czekał ją dłuuugi dzień...

***

Jezu, tak!!! Po prawie dwóch miesiącach przepisałam ten rozdział z zeszytu do bloggera! Oczekuję OGROMNYCH BRAW xd
Wgl. tak wiem, zabiłam Sasuke po raz drugi ;-; Ale na tym blogu było to już zaplanowane od praktycznie początku, a na moim pierwszym to tak wyszło w praniu, za przeproszeniem :P
Mam nadzieje, że wybaczycie, że tak późno rozdział. Z początku września, zrobiła się połowa xd
Dobra, ja tu już nie będę zanudzać.

Autor następnej notki: Akari Urokiri
Data --------//---------: ???

PS. Na bank czają się tu gdzieś błędy... Kiedyś poprawię xd